Nie boją się jedynie ci, którzy pozbawieni są wyobraźni …
18 maja 2017r. o godzinie 18 dotarliśmy całą grupą – łącznie 22 kadetów na lotnisko w Częstochowie Rudnikach. Z parkingu odebrał nas miły pan instruktor Krzysztof i po szybkim zakwaterowaniu w hotelu siedzieliśmy już w sali wykładowej, wypełnialiśmy wymagane dokumenty i słuchaliśmy obszernej części szkolenia teoretycznego. Następnie trafiliśmy do spadochroniarni. Były tam kombinezony, kaski, spadochrony i grupa ludzi, którzy jak się później okazało dbała o instruktaż i nasze bezpieczeństwo, w końcu większość z nas miała skoczyć pierwszy raz.
Uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia człowiek, instruktor pan Andrzej wybrał dla nas odpowiednie kaski i spadochrony oraz przeszkolił jak mamy zachowywać się na każdym etapie skoku od momentu sygnału w samolocie aż do wylądowania. Potem była symulacja skoku „na sucho”, czyli na ziemi – symulowaliśmy więc zachowanie odpowiednie do wysokości i etapu lotu. Czas przerwy spędziliśmy w cieniu pod skrzydłami samolotu AN - 2 rozmawiając o tym nietypowym sporcie, jakim są skoki spadochronowe. Przeżywaliśmy również nieuchronnie zbliżający się egzamin ze szkolenia – decydujący o dopuszczeniu nas do skoku. Powoli emocje sięgały zenitu J Mieliśmy lekkiego pietra, ale egzamin złożyliśmy śpiewająco.
Po chwili pojawił się pilot. Gdy siedzieliśmy przed samym startem na pokładzie byliśmy lekko spięci, ale w sumie nie mogliśmy się doczekać tych chwil w górze. Pilot włączył silnik – po chwili, gdy ten zaczął pracować z pełną mocą, zaczęło się kołowanie. Wtedy wraz z rozpędzaniem się śmigieł, ustępowało z nas całe spięcie, powoli wraz z wiatrem uginającym trawę za samolotem opuszczały nas wszystkie niepewności. Samolot ruszył – tak, to się działo naprawdę! Gdy samolot znalazł się na pasie startowym, drzwi się zamknęły i wzbiliśmy się w powietrze. Wszyscy mieli na rękach wysokościomierze, więc mieliśmy stały podgląd na wysokość, na jakiej się znajdujemy. Cały czas towarzyszył nam monotonny dźwięk pracujących silników i systematycznie wznosiliśmy się. Kiedy osiągnęliśmy pułap 1200 metrów, drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy ogromną przestrzeń przed nami. Pola, miasta, lasy, zbiorniki wodne – wszystko było takie niewielkie z góry. Nasz Instruktor pan Przemek krzyknął: ”Powstań!” i stawaliśmy kolejno przodem do niego, na komendę „SKOK!!!” należało wyskoczyć z samolotu. Mieliśmy iskry w oczach – wiedząc, że już za kilka sekund będziemy mieli cały świat pod sobą. Po chwili zaczęli skakać pierwsi z nas, nie widać było u nas zawahania, robiliśmy to z taką lekkością i przyjemnością. Po każdym skoku słychać było świst powietrza, gdy znikaliśmy kolejno w przestrzeni. Było to zarazem niepokojące i fascynujące. Podchodziliśmy do krawędzi, nogi ugięte, na plecach ciężar spadochronu, głowa wysoko, rękoma trzymaliśmy się pasków od uprzęży. Te kilka kroków było fenomenalnych, czuliśmy w jednej chwili największy strach w życiu i zarazem ogromną chęć skoku. Wszystko działo się bardzo szybko, każdy skok był w odstępach zaledwie kilku sekund, ale dla nas czas tak jak by się zatrzymał. Stojąc na krawędzi rozglądaliśmy się – tego uczucia nie sposób opisać, staliśmy na krawędzi przed całym światem i wszystko mieliśmy pod sobą, wszystko było pod nami. Pierwsza chwila, w powietrzu to tak, jak by ktoś dał nam zastrzyk z adrenaliny. Zdarzyło Wam się pewnie spadać podczas snu i się budziliście? Podobne uczucie towarzyszyło nam na żywo, ale trwało dosłownie chwilę, aż do momentu osiągnięcia przez ciało stanu nieważkości, to uczucie szybko przerodziło się w inne – ogromnej radości i nieograniczonej wolności w przestrzeni! Totalnie nic w tej chwili się nie liczyło. Inni skoczkowie - koledzy lecieli obok nas, na różnych wysokościach. Nasze twarze pokazywały ogromną radość, czuliśmy się świetnie i już się nie baliśmy... Podczas swobodnego spadania towarzyszył nam świst i szum w uszach. Widoki były nieziemskie. Spadając, nic nas nie interesowało – po prostu było ekstra. Tak smakuje wolność! Te kilka minut zapamiętamy do końca życia. Lądowanie było bardzo komfortowe. Na końcu musieliśmy tylko podciągnąć kolana i unieść nogi. Gdy dotykaliśmy ziemi ogarniała nas ponownie fala euforii. „Skoczyłem ze spadochronem! Zrobiłem to!”. Skok ze spadochronem to przeżycie nieporównywalne z niczym. Strach trwał przez chwilę, ale teraz mamy piękne wspomnienia. Polecamy wszystkim – emocje towarzyszące temu wydarzeniu są niepowtarzalne. Nie wystarczy o tym przeczytać, nie wystarczy zobaczyć film – po prostu trzeba to przeżyć samemu!!!Dziękujemy organizatorowi skoków Skoczkowi Spadochronowemu Służb Ochrony – panom instruktorom Krzysztofowi Witulskiemu, Andrzejowi Palenikowi i Przemysławowi Noconiowi za fachową opiekę i profesjonalną oprawę całej imprezy – te skoki były super! I naszej szkole, że gdy zakładaliśmy mundury w naszych wojskowych klasach, to nam to obiecano. I spełniło się.
FRUWALIŚMY !!!
Do zobaczenia za rok, a może jesienią…?!
Galeria zdjęć: